Strona głównaFirmyDino – jak polski sklep ze wsi stał się rynkowym gigantem

Dino – jak polski sklep ze wsi stał się rynkowym gigantem

Na pierwszy rzut oka Dino nie wyróżnia się niczym szczególnym – niewielki sklep, najczęściej spotykany przy drogach wojewódzkich, na obrzeżach miasteczek i wsi. A jednak ta skromna sieć stała się jedną z najdynamiczniej rozwijających się firm handlowych w Europie. W ciągu kilkunastu lat przeszła drogę od lokalnego przedsięwzięcia do giełdowego potentata. Jak to się stało? Na czym polega jej fenomen? I dlaczego Dino, mimo pozornej prostoty, zmieniło zasady gry na rynku spożywczym w Polsce? Zapraszam Cię w fascynującą podróż przez historię sukcesu, który wydarzył się „po cichu”, ale na naszych oczach.

Od masarni do imperium – początki Dino

Zanim powstała sieć Dino, była… masarnia. Tomasz Biernacki, założyciel firmy, pochodzi z Krotoszyna w Wielkopolsce. To tam w 1999 roku otworzył pierwszy sklep Dino – przy swojej rodzinnej masarni Agro-Rydzyna, którą prowadził już od kilku lat. Pomysł był prosty, ale genialny: skoro produkujemy wędliny, czemu nie sprzedawać ich bezpośrednio klientom, z pominięciem pośredników?

Biernacki postawił na niewielkie sklepy zlokalizowane w mniejszych miejscowościach, często tam, gdzie konkurencja w postaci dużych sieci jeszcze nie dotarła. Jego strategia polegała na tym, by dostarczyć mieszkańcom wsi i małych miast dostęp do świeżej żywności i podstawowych produktów codziennego użytku – bez konieczności wyprawy do dużych aglomeracji.

Do 2007 roku Dino miało już kilkadziesiąt sklepów, ale prawdziwy boom rozpoczął się kilka lat później, kiedy pojawił się inwestor z poważnym kapitałem i zasięgiem – fundusz Enterprise Investors. To wtedy rozpoczął się intensywny proces ekspansji na całą Polskę.

Model, który działa – czyli dlaczego Dino wygrywa z gigantami

Co odróżnia Dino od Biedronki, Lidla czy Auchan? Po pierwsze – lokalizacja. Dino nie próbuje konkurować w centrach miast. Zamiast tego wybiera mniejsze miejscowości, często poniżej 10 tys. mieszkańców, gdzie inne sieci nie mają nawet zamiaru się zapuszczać. Dzięki temu Dino staje się lokalnym liderem – często jedynym sklepem tej wielkości w promieniu kilku kilometrów.

Po drugie – własna logistyka i produkcja. Dino od początku miało mocno zintegrowany model działania. Nadal kluczowe znaczenie ma Agro-Rydzyna, czyli zakład mięsny, który dostarcza świeże wędliny i mięso do sklepów Dino. To ogromna przewaga – Dino kontroluje jakość i cenę tych produktów, bez udziału zewnętrznych dostawców.

Kolejną istotną cechą jest własna sieć logistyczna – centra dystrybucji i flota transportowa należą do Dino. Dzięki temu możliwe jest utrzymywanie świeżości produktów i szybkie reagowanie na potrzeby sklepów.

Ostatecznie model biznesowy Dino to sprytne połączenie kilku elementów: własna produkcja, optymalna logistyka, małe sklepy z łatwym dostępem i lokalne przywiązanie klientów. Dla wielu mieszkańców mniejszych miejscowości Dino to nie tylko sklep, ale punkt orientacyjny i miejsce codziennych spotkań.

Giełda, miliony i tajemniczy właściciel

Jednym z najbardziej fascynujących aspektów historii Dino jest postać jego założyciela – Tomasza Biernackiego. Przez lata praktycznie nie udzielał wywiadów, nie pojawiał się publicznie, nie występował na konferencjach prasowych. Nawet gdy w 2017 roku Dino weszło na Giełdę Papierów Wartościowych w Warszawie, Biernacki nie zmienił swojej strategii – pozostaje niemal całkowicie anonimowy.

To jednak nie przeszkodziło mu w zostaniu jednym z najbogatszych Polaków. Jego udziały w Dino są warte miliardy złotych, a sama spółka warta jest już ponad 50 miliardów złotych (dane na 2025 rok). Inwestorzy cenią Dino za stabilny wzrost, bardzo dobre wyniki finansowe i ogromny potencjał dalszej ekspansji.

Warto podkreślić, że po wejściu na giełdę Dino wcale nie zwolniło tempa – wręcz przeciwnie. Liczba sklepów rośnie rok do roku o setki, a firma inwestuje w kolejne centra dystrybucyjne i rozwój oferty. W 2024 roku Dino miało już ponad 4 500 sklepów i planuje osiągnąć pułap 6 000 do 2026 roku.

Polaków potrzeba codzienna – jak Dino odpowiada na oczekiwania klientów

Dino bardzo dobrze rozumie swojego klienta. To przeciętny Polak, często z małego miasta, który ceni sobie dostępność, niskie ceny i dobrą jakość. W sklepach nie znajdziemy setek marek premium, ale raczej podstawowe artykuły spożywcze, świeże warzywa i owoce, mięso, nabiał oraz produkty przemysłowe pierwszej potrzeby.

Co ważne, Dino nie zrezygnowało z obsługi tradycyjnej – w każdym sklepie znajduje się lada mięsna z obsługą. To punkt, który szczególnie wyróżnia Dino na tle sieci dyskontowych. Klienci mogą porozmawiać z ekspedientką, poprosić o konkretną grubość plasterków wędliny czy porcję mięsa na gulasz – to niby drobiazg, ale dla wielu osób to właśnie ten kontakt decyduje o lojalności wobec sklepu.

Dino reaguje też na zmieniające się trendy – coraz więcej sklepów ma stoiska z pieczywem wypiekanym na miejscu, oferuje produkty bezglutenowe, bio, a także gotowe dania obiadowe. Firma inwestuje w aplikację mobilną, gazetki promocyjne i działania lojalnościowe – wszystko to bez przesadnego „blichtru”, ale w duchu praktyczności i wygody.

Dino na tle konkurencji – kto jeszcze ma szansę?

Rynek handlu spożywczego w Polsce jest wyjątkowo konkurencyjny. Obok Biedronki i Lidla, działają też Aldi, Netto, Kaufland, Carrefour, Żabka i wielu mniejszych graczy. Mimo to Dino znajduje dla siebie przestrzeń i rozwija się szybciej niż większość konkurencji.

Dlaczego? Bo Dino nie konkuruje bezpośrednio z Biedronką w dużych miastach – wybiera miejsca, gdzie nikt inny nie chce otwierać sklepu. A tam, gdzie Dino już jest, często zostaje lokalnym monopolistą. To strategia dalekowzroczna – zamiast walczyć na ceny w Warszawie czy Krakowie, Dino dominuje w miejscowościach, które nie były atrakcyjne dla inwestorów.

Nie bez znaczenia jest też bardzo dobra kontrola kosztów – Dino nie prowadzi agresywnych kampanii reklamowych, nie inwestuje w celebrytów, nie tworzy kosztownych programów lojalnościowych. Zamiast tego skupia się na prostocie, logistyce i dobrym zarządzaniu personelem.

Ciekawym rywalem Dino może być Żabka, która również rozwija się błyskawicznie – ale z innym modelem biznesowym (małe sklepy convenience, często bez obsługi kasowej). Dino to raczej sklep na codzienne większe zakupy – i właśnie w tej kategorii radzi sobie najlepiej.

Przyszłość dinozaura – czy Dino urośnie jeszcze bardziej?

Wszystko wskazuje na to, że Dino dopiero się rozkręca. Firma inwestuje w automatyzację, nowe magazyny, własną flotę i centra szkoleniowe. Plany ekspansji obejmują nie tylko nowe lokalizacje, ale także rozszerzanie oferty – być może o sprzedaż online, programy abonamentowe czy współpracę z lokalnymi dostawcami żywności.

Pojawiają się także pytania, czy Dino nie wejdzie kiedyś na inne rynki – np. do Czech, Słowacji czy Rumunii. Póki co firma milczy w tej sprawie, ale biorąc pod uwagę skalę sukcesu w Polsce, międzynarodowa ekspansja wydaje się być tylko kwestią czasu.

Tymczasem kluczowy pozostaje jeden czynnik: lojalność klientów. A Dino wydaje się wiedzieć, jak ją budować – nie poprzez hałaśliwy marketing, ale przez codzienną obecność, wygodę i zrozumienie lokalnych potrzeb. To coś, czego nie da się łatwo skopiować – i dlatego Dino ma przed sobą naprawdę mocną przyszłość.